Mam wrażenie, że napisy i wlepki, które trwale wchodzą w krajobraz murów i ścian osiedli, tworzą wyzywający krzyk, prosząc się o jakąś odpowiedź. Może właśnie o to chodzi przy prowadzeniu krwawej i chaotycznej wojny na murach. Zauważmy, że statystyczna szara i smutna ściana zamienia się w forum wymiany myśli, albo pole pojedynkowe między dwoma stronami rzucającymi w siebie obelgi. I wiecie co? Tak się zastanawiam, i może lepiej zostańmy przy tej formie, szczególnie, gdy spojrzymy wstecz na dzieje miejskich batalii na murach.
Wyżej ukazane zdjęcie, autorstwa Jana Kołodziejskiego jest sztandarowym przykładem czynnego sprzeciwu wobec władzy. Napis który wykonał Krzysztof Stasiewski w przededniu wprowadzenia stanu wojennego. Napis mieli zobaczyć urzędnicy PZPR, członkowie Służby Bezpieczeństwa, a przede wszystkim – przechodni.
Wojnę na murach prowadzili wszyscy przeciwni decyzjom władzy (członkowie AK, uczestnicy protestów przeciwko wojnie w Wietnamie i inni), bądź jej nadużyciem. A dlaczego właśnie przestrzeń publiczna? Dlatego, że choć nie pozwalała na utrwalenie swojej myśli, była bodaj największym placem do manifestacji jaki istniał. Napis, wlepkę, karykaturę może zobaczyć każdy, również ktoś do kogo jest to skierowane.
Dzisiejsza wojna na murach zmieniła swoje oblicze. Rzadko widujemy napisy wypełnione błagalnym krzykiem, choć to nie znaczy, że takie się pojawiają. Ta wojna zmieniła także swoje oblicze w sytuacji pandemicznej. Warto przypomnieć, że wyżej przywołany napis głoszący: Partyjny bełkot to nie informacje pojawił się po 40 latach na nowo. W tym samym miejscu. Mając ten sam cel – zamanifestować, zszokować i zatrzymać przechodnia.
Zdecydowanie częstym widokiem w przestrzeni miejskiej są hasła skierowane do kibiców przeciwnej drużyny piłkarskiej, czy nawet samego klubu. Nie będę ukrywał, że obserwacja zachodzących zmian na takich napisach, a często i ich treść to moje guilty pleasure. Areną takich walk od lat jest Łódź, podzielona niczym Berlin, na zwolenników ŁKSu i RTSu. Ich mała wojna ma na celu ośmieszenie strony przeciwnej, czego pokłosiem jest…skorzystam z przywileju braku komentarza i po prostu je wam zademonstruje.
Nie wykluczone, że pojawienie się tych napisów to efekt lokalnego happeningu, autorstwa osób ironizujących ze sposobu kibicowania albo kibolowania fanów obu drużyn. Niemniej napisy rozbudzają emocje wśród kibiców obu drużyn, którzy sprowokowani, często odpowiadają napisem obok. I tak całe to życie w Łodzi idzie dalej, a ja, tym przyjemnym akcentem, kończę swój pierwszy materiał.
Do zobaczenia!